Wasza matka urodzi psa

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Pośrednim dowodem na niezwykłość „Kła” Giorgosa Lanthimosa jest fakt, że doceniło go zarówno jury festiwalu w Cannes, jak i komisja przyznająca nominacje do Oscara. Podobnego honoru doczekał się w zeszłym roku Michael Haneke ze swoją „Białą wstążką”. Najwyraźniej filmy demonizujące proces wychowania są ostatnio na topie.

Pojęcie rodziny zmienia się wraz z rozwojem cywilizacji - dlatego właśnie na ten temat zawsze jest coś nowego do powiedzenia i niezmiennie cieszy się on wzięciem. Do wyboru mamy model skrajnie nowoczesny ("Wszystko w porządku"), patologiczny ("Animal Kingdom"), tradycyjny z problemami ("W lepszym świecie") karykaturalny ("We are what we are") lub jedną z dziesiątek innych opcji. Dodajmy do tego jakiś życiowy zakręt, jakąś traumę albo moralny problem - i dramat gotowy. Na tym bogatym, różnorodnym tle groteskowy "Kieł" Lanthimosa pozostaje filmem osobnym i oryginalnym, trudnym do zbycia frazą "już to gdzieś widziałem". Jest też filmem nieprzyjemnym, klinicznie chłodnym, budzącym konfuzję. Zdecydowanie nie podbije serc szerokiej publiczności, ale może zaprzątnąć umysły tej węższej.

Rodzina, o której mowa - rodzice i trójka dzieci - żyje jakby na innej planecie. Jedyną osobą, która ma
jakikolwiek kontakt z otoczeniem, jest ojciec. Raz na jakiś czas wyjeżdża samochodem. Przywozi żywność i niezbędne przedmioty. Czasem towarzyszy mu kobieta o imieniu Christina, której zadaniem jest seksualne zaspokojenie syna. Gdyby nie ona, posesja będąca siedzibą rodziny byłaby zamkniętym organizmem, odgrodzonym od świata grubą tkanką żywopłotu. I jeszcze grubszą barierą splecioną przez rodziców w podatnych umysłach dzieci. Młodzi ludzie poddawani są dziwacznej tresurze, która ma dbać o ich dobrostan, utrzymywać je w posłuszeństwie i uniemożliwić im funkcjonowanie w zewnętrznym świecie. Ich mózgi, ich światopogląd, ich zachowanie kształtowane jest za pomocą groteskowych mistyfikacji, rodzinnych rytuałów i rygorystycznych zasad. Są dla rodziców niczym drzewka bonsai, troskliwie przycinane i wykrzywiane, by mogły przybrać pożądaną postać.

Troska jest tu zresztą pojęciem dość kluczowym. Nie znamy przyczyn, dla których dorośli podjęli tę dziwną grę. Jednak wysiłek wkładany przez nich w jej realizację, bezkompromisowość, z jaką usiłują ograniczyć "złe wpływy", kierują nas w stronę domysłów bezpośrednio związanych z zaborczą rodzicielską miłością. Zmuszając swoje dzieci do czynów budzących na widowni grozę lub śmiech, usiłują wykonać zadanie, którego cel pozostaje dla nas nieznany, dla nich jednak ma znaczenie fundamentalne. I gdyby nie obecność Christiny, naruszająca ustalony przez nich porządek, zakres ich władzy nad dziećmi byłby praktycznie nieskończony. Idealne warunki wychowawcze.

Lanthimos roztacza przed nami makabryczną, niemal ludożerczą wizję rodzicielstwa, którego celem przestaje być przygotowanie dzieci do życia poza domem. Przeciwnie - chodzi o psychiczną i fizyczną niewolę, mającą w zamyśle zapewnić dzieciom "ochronę" i zachować je od ran i zepsucia. Wynaturzona opiekuńczość, przybierająca postać oszalałego reżimu, produkującego dzieci-dziwolągi, budzi instynktowną grozę. Nie bez powodu. Zapewne każdy z nas ma w pamięci liczne zasady, nakazy i rodzinne zwyczaje, w dorosłym życiu wyrażające się nawykami lub urazami. Być może tłumaczyliśmy się kiedyś znajomym z tego i owego, używając frazy "u mnie w domu robiło się to w ten sposób". Jeśli przedstawiona w filmie opowieść budzi w nas lęk, to dlatego, że widzimy właśnie pełen zakres władzy, którą można było roztoczyć nad nami, gdy dopiero uczyliśmy się pojmować świat. Jest to władza więcej niż totalitarna, nie pozostawiająca literalnie żadnego miejsca na osobistą wolność, a nawet na świadomość tego, że ta wolność jest do czegoś potrzebna.

Właściwie sama możliwość obserwacji tego małego, chorego wszechświata, wystarcza by oglądać "Kieł" z uczuciem pośrednim między szokiem a żywiołową fascynacją. Nie chodzi li tylko o groteskowy pomysł, lecz o niepokojący stopień psychologicznego prawdopodobieństwa, jaki udało się osiągnąć reżyserowi i aktorom. O ile w przypadku "Funny Games", do którego niekiedy porównuje się film Lanthimosa, stale towarzyszy nam poczucie sztuczności, o tyle wizja otorbionej rodziny i jej wynaturzonego życia ma w sobie naturalność przenikającą do szpiku kości. Fabuła, poza nadaniem filmowi spójności, staje się dla widza eksperymentalną maszynerią umożliwiająca odkrywanie coraz to nowych aspektów tego dziwnego środowiska i badanie jego reakcji na wprowadzone zakłócenia. W efekcie otrzymujemy bardziej wyrafinowane formalnie, perwersyjne studium, mniej zaś opowieść. Salę projekcyjną opuszczamy raczej z wrażeniem przeżycia czegoś niecodziennego, co musimy jeszcze przetrawić, niż z ułożonym w głowie przesłaniem. Przede wszystkim jednak - "Kieł" to taki film, który prawdopodobnie nas zrani, o ile tylko nie osłonimy się od niego kpiącą postawą. Niech to będzie wystarczający powód, dla którego warto szukać go w kinach.

Tekst opublikowany pierwotnie w magazynie kultury popularnej Esensja

Zwiastun:

Przeczytałem ten tekst na esensji i już się bałem, że nas naczelna opuściła, ale widzę, że jednak nie ;)

A po co? Tu mi całkiem dobrze. :) Po prostu tekst z Esensji ląduje u nas po kilku dniach - taki mamy dil.

potwierdzam. taki mamy dil. taki dil mamy. taki mamy dil.

No i super.

Dodaj komentarz