Gość

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Gościa można pokochać już za samo to, czym jest - a jest skrzyżowaniem Teorematu z Terminatorem. I choć fabularnie jest to danie zdecydowanie drugiej świeżości, podane jest z takim biglem, że naprawdę nie sposób się obrazić. Jeśli z okazji Halloween co roku będą trafiać do nas filmy tego rodzaju, jestem gotowa przeboleć wyszczerzone dynie w warzywniakach.

Tytułowy gość to bardzo przystojny i uprzedzająco grzeczny młody człowiek, który pojawia się pewnego dnia na progu domu Petersonów. Gospodyni, która otwiera mu drzwi, przedstawia się jako David, przyjaciel jej zmarłego syna. Obaj służyli w tej samej jednostce, wspólnie wyjechali na misję - jeden z nich wrócił ranny, drugi w drewnianym pudełku. Zaproszony do domu, David szybko zdobywa zaufanie pani Peterson. Nie odmawia, gdy proponuje mu się nocleg. Wkrótce zostaje powiernikiem ojca, pomocnikiem matki, obrońcą syna i obiektem niepewnego zainteresowania córki. Czy to nie oczywiste, że nie jest tym, za kogo się podaje?

Z tak zarysowanej fabuły można uczynić niemal wszystko - mroczny thriller, krwawy horror, romantyczną komedię. Adam Wingard wydobywa z niej głównie dobrą zabawę. Nie znajdziemy tu żadnego novum w zakresie samej opowieści, jednak pozostałe karty, które zagrywa reżyser, są całkiem solidne. Film jest pełen wigoru, poprowadzony lekką ręką, niezbyt długi, elegancko zmontowany i sfotografowany, a także podrasowany wysokooktanową ścieżką dźwiękową. Tajemniczy David jest doskonale ogrywany scenariuszowo, jako odrobinę karykaturalny facet z marzeń, który zawsze pojawi się we właściwym momencie, podejmie właściwą decyzję, zaprezentuje doskonałą sylwetkę, a jeśli będzie taka potrzeba, spuści komuś fachowy łomot. Godny pochwały zamysł nie udałby się zapewne w pełni gdyby nie magiczny składnik dodany przez odtwórcę głównej roli. Dan Stevens ma w sobie tę samą jakość, która niegdyś zadecydowała o angażu dla Seana Connery do roli Jamesa Bonda w Doktorze No. Nie dba o to, co o nim myślisz, a jeśli staniesz mu na drodze, tym gorzej dla ciebie. I potrafi zrobić najlepszą "groźną minę", jaką widziałam w kinie od dłuższego czasu.

Nie sądzę, by Gość, choć z pozoru tak złowieszczy, został nakręcony z faktycznym zamiarem przestraszenia widza. To bardziej ironiczna i pełna humoru żonglerka konwencjami. Zarówno wytrawni miłośnicy kina, jak i widzowie żądni rozrywki, wyjdą z kina pełni perwersyjnego zadowolenia i popcornu. Żałowałam, że nie miałam pod ręką własnego pudełka, a podjadać cudzy było mi jakoś niezręcznie. To jedyne ostrzeżenie, jakiego mogę udzielić potencjalnej publiczności .

Zwiastun:

Opis budzi dodatkowo skojarzenia z "Visitor Q" Miike, ale rozumiem, że to nie ten poziom jazdy ;)

Oooo, "Visitor Q"! :D W sumie trochę by pasowało nawet, tyle że rodzina jest całkiem niepatologiczna, no i gość pełni jakieś istotniejsze funkcje niż walenie ludzi znienacka kamieniem w głowę. :)

Dodaj komentarz