Dumni, wściekli, polityczni

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Początek marca to dobry czas dla kinomaniaków. Przebrzmiał sezon oscarowych przynęt, do repertuaru kin wkradają się liczne pozycje ekscentryczne i/lub ambitne. Nietrudno jest, pławiąc się niczym pączek w maśle, stracić z oczu Dumnych i wściekłych - brytyjską komedię o nieprzeciętnych ludziach, niezwykłych sojuszach i ciekawych czasach. Jestem tu po to, by pomóc Wam nie popełnić tego błędu.

Dzień jest piękny, a londyńska parada środowisk homoseksualnych odbywa się w spokoju. Fakt ten nie umyka uwagi Marka Ashtona - aktywisty walczącego o prawa gejów - który jak dotąd przyzwyczajony był raczej do ustawek z udziałem policji. Ale jest rok 1984 i krajem wstrząsają górnicze protesty. Uwaga premier Thatcher, agresywnych tabloidów i krewkich stróżów prawa skierowana jest ku kopalniom. Nie zastanawiając się długo, Ashton organizuje zrzutkę pieniędzy, by w geście solidarności wesprzeć strajkujacych. Tak powstaje ruch Lesbijki i Geje Wspierają Górników (Lesbians and Gays Support the Miners). Znalezienie chętnych do kwestowania i zbiórka pieniędzy to jedno. Zupełnie inna rzecz - przekonać górników, by zechcieli pójść ręka w rękę z tymi, z którymi zwykle bardzo im nie po drodze.

Sojusz londyńskich homoseksualistów i mieszkańców niewielkiej, górniczej wioski w Walii (jedyni, którzy nie odłożyli słuchawki na hasło "geje i lesbijki"), wykuwa się w atmosferze zaskoczenia, niepewności i wzajemnych uprzedzeń. Nie obejdzie się bez problemów, agresji, drwin ze strony brukowej prasy. A jednak, zachęcone przez swoich liderów, obie strony zaczną rozmawiać i nawiążą porozumienie, które przetrwa polityczny zamęt i przemieni się w trwałą przyjaźń.

Pomysł Warchusa na opowiedzenie tej prawdziwej historii był prosty - zrobić film lekki, kolorowy i bezpretensjonalny, skoncentrowany na pozytywach. Stronić od historycznych, obyczajowych i politycznych kontrowersji, ale też nie pomijać najważniejszych faktów (w filmie pojawia się sporo wzmianek o epidemii AIDS). Zapewnić nieco wzruszeń, ale unikać patosu.

Filmy, które próbują trzymać taki bezpieczny kurs, wpadają niekiedy w pułapkę bezpłciowości lub nudy. Dumni i wściekli, choć brak im fabularnej ekstrawagancji, nie zawodzą jednak nigdy. Z pewnością zawdzięczają to reżyserowi, zapewne solidnej obsadzie, niewątpliwie żwawym dialogom, ale także jasno sformułowanej koncepcji.

Dumni i wściekli to hymn na cześć solidarności - barwny, radosny, pełen pasji i empatii. I polityczny. Warchus staje w opozycji do powszechnego indywidualizmu, odkurza wartości wspólnotowe, nadszarpnięte w Polsce szczególnie boleśnie przez komunistyczną przeszłość. Przypomina, że obywatele, by ich głos był słyszalny, muszą się wzajemnie wspierać i jednoczyć - nawet wówczas, gdy sprawa nie dotyczy ich bezpośrednio. A także i to, że polityka jest jak seks - można nie tylko o niej rozmawiać lub biernie na nią patrzeć, ale też ją uprawiać, o ile tylko ma się zielone pojęcie o tym, co się robi.

Bardzo chciałabym kiedyś napisać, że ważkość Dumnych i wściekłych polega głównie na pokazaniu zabawnego zderzenia kultur - kolorowej i wyzwolonej z konserwatywną i zapiętą na wszystkie guziki. Z pewnością jeszcze jakiś czas z tym poczekam. Ale ponieważ teraz wiem już, że w życiu zdarzają się rzeczy zaskakujące i niesamowite, będzie to oczekiwanie pełne nadziei.

Zwiastun:

U nas odpowiednikiem jest sojusz górników z rolnikami ;)

Kierując się kryterium "nie wyobrażam sobie tych grup występujących razem", u nas odpowiednikiem byłby sojusz młodej klasy średniej z górnikami. Poziom hejtu towarzyszący strajkom był niebotyczny.

Sojusz robotniczo-chłopski chyba nie jest w Polsce niczym niezwykłym, przynajmniej na płaszczyźnie propagandowej ;).

@Esme geje, lesbijki i górnicy mieli jednak wspólny mianownik, nienawiść do M. Thatcher.

Ruch poparcia dla górników, jeśli wierzyć prasie, nie opierał się li tylko na wspólnej nienawiści do Thatcher. Geje i lesbijki byli wtedy w trakcie o politycznej walki o swoje prawa i górnicze poparcie bardzo im się przydało. Wspólny wróg nie zawsze jest wystarczającym powodem do konstruktywnego przymierza. Sądzę, że młodzi ludzie z miast też bywają niezadowoleni z tego, jak działa rząd - leczą siebie i swoje dzieci prywatnie, bulą za prywatne przedszkola, pracują na elastycznych formach zatrudnienia - tylko zamiast próbować coś sobie wspólnie wywalczyć, wolą narzekać, że inni mają czternastki. Może to kwestia świadomości, a może wychowania w duchu indywidualizmu typu "każdy musi sobie radzić sam".

Nie chcę w to brnąć, ani się na przedszkolach nie znam ani nie uważam, że takie porównania są zasadne. Mimo dość uniwersalnego przesłania to film, było nie było, historyczny.

Dodaj komentarz